Kwiaty wisni

Obraz malowany *liczy* 4 dni.
Leci dla naszej wychowawczyni... wiele jej zawdzięczam. Chciała jej dać coś własnoręcznego, oryginalnego.

Niezłe jajca z nim były c: Pierw robiłam pastelami ale chciałam zobaczyć jak będą wyglądały farby i okazało się, że lepiej o wiele (na szczęście pastelami zrobiłam jeden kwiat). Potem coś mi nie pasowało do zdjęcia, na którym się wzorowałam więc zmieniłam totalnie położenie kwiatków... jak się okazało po prostu miałam odwrócone płótno. Co chwile z mamą przemalowywałam kwiatki na coraz bardziej realistyczne (robiłam to z jakieś 5 razy). W ogóle mama zniszczyła jeden kwiat i musiałam do zamalować (jeżeli się przyjrzycie to na górze, gdzie jest najwięcej kwiatów między wielką gałęzią a chudszą widać zarysy owego kwiatu). Przed tym jeszcze farbki się skończyły i mama musiała kupić inne. Tak, ale ją błagałam, aby kupiła te same. Nie, oczywiście. Kupiła tylko potrzebne nam kolory. No wszystko ok, ale to było jakieś badziewie... Jeszcze raz jak się mocno przyjrzycie widać liczne spękaliny spowodowane owymi farbami :I